A może ludzie ogólnie nie są stworzeni do tego, by mieć swoje zdanie? Tak mnie tchnęło przy okazji tego, co Perykles wysnuł, że umysł ludzki musi coś czcić, zatem samo "posiadanie własnego zdania" to nic innego, jak tak naprawdę czczenie pewnej niezależności, czyli jakaś tam forma egocentryzmu połączonego z indywidualizmem, które rzutują na poczucie wartości. A skoro umysł musi coś czcić, to z perspektywy społecznej czczenie tej samej idei jest korzystne: tworzy poczucie tożsamości grupowej, umacnia społeczeństwo, nadaje masie wspólny kierunek. Co prawda, moja myśl jest utopijna, bo właśnie ta skłonność czczenia jest wykorzystywana w celu forsowania własnych interesów przez różne ugrupowania gospodarczo-ideologiczne
I często ci, którzy cię będą trzymać w zatoce, znajdą świetne usprawiedliwienie, żeby cię nie wypuścić. Najsmutniej, gdy sami w to uwierzą.
Mam anegdotę z dzieciństwa, gdy spędziłem dzień u znajomych rodziców. Ich syn miał rower, na którym nauczyłem się jeździć. Zafascynowany, chciałem jeździć dalej, ale mój nowy kolega powiedział, że już nie mogę więcej na nim jeździć. Zaskoczony zapytałem, dlaczego. Wyjaśnił mi, że rower od jeżdżenia zardzewieje...
Ale to tylko historia sprzed dekad. Żeglowanie to już poważniejsza sprawa. Wiatru w żagle! :-)