Któregoś dnia obudzimy się w południe lata, a pomarańczowy klon zza okna przyniesie nam zapach deszczu. Miękko krocząc po drewnianej podłodze zahaczę dłonią, niby od niechcenia, o kosz pełen winogron. Pozwolę, aby rozpływały się na moim języku feerią smaku. Nasypię karmy naszemu rudemu kotkowi, który mruczeniem obwieści nowy dzień. Na wysokim krześle w kuchni, tuż przy balkonie będę dopalać długiego papierosa, a ty zwabiony aromatem towarzyszącej mi kofeiny, wyłonisz się w pomarańczowym słońcu z burzą kasztanowych włosów. Brąz twoich tęczówek będzie przymglony jak zawsze w sobotni wieczór. Upadniesz ciężko na zieloną, skórzaną sofę, wypijesz łyk kawy.
Pozwolisz, aby działy się znów nikotynowe gdybania kofeiny.
Potem pójdę po talerz pełen czereśni, a gdy złoty kurz skończy bawić się z naszym kotem, [...]