wydaje mi sie, że Jungowi chodziło tu o to, że akceptacja ma sens tak długo, jak długo nie jest przyzwoleniem na uleganie własnym słabościom
trzeba akceptować siebie, ale nie to, co nie pozwala nam być w pełni sobą... co rządzi nami wbrew naszej woli (wg terminologii jungowskiej jest to naszym Cieniem)