Piszę ten list przy blasku zapalonej lampki, po naszej codziennej wieczornej rozmowie. Niebo stopniowo zmieniało kolor i pamiętam, że patrząc na znikające słońce, po-myślałem o tym króciutkim, niemal niedostrzegalnym momencie, gdy dzień nagle przechodzi w noc. Zmierzch - uświadomiłem sobie wtedy - to tylko złudzenie, gdyż słońce jest albo nad horyzontem, albo za nim. A to znaczy, że dzień i noc łączy szczególna więź; nie istnieją bez siebie, ale też nie mogą istnieć równocześnie. Jakby to było - pamiętam, że pomyślałem - być zawsze razem, a mimo to nieustannie osobno.
Pisałem do Ciebie wiele listów, jak na dwudziesty pierwszy wiek może to jest choć trochę dziwne, ale jakoś mało mnie to interesuje. Nie jestem żadnym romantykiem, a tym bardziej poetą. [...]