Wiesz, kiedyś zakochałam się w twojej inności, niepowtarzalności. W tym, że gdy piszesz do mnie, to mogę uchwycić jeszcze więcej uczuć i słów, niż w realu. Że mogę poczuć głębiej, szczerzej, mocniej; że możesz być mój. Z tymi różnymi wadami, niepowtarzalnością. Potrafiłeś dotykać słowami, razić w oczy pięknem wyrazów, wyśmiewać się z moich okropnie głupich kompleksów. Byłeś przyjacielem. Byłeś ukochanym, miękkim przyjacielem. Potrafiłeś ranić. Potrafiłeś zabijać. Potrafiłeś… A jednak byłeś Przyjacielem. Nieosiągalną łodzią gdzieś na środku morza. Kiedy byłeś, czułam się jak dziewczyna z teledysku Placebo. Kiedy byłeś nawet moja mania odchudzania się, nie wytwarzała na mnie takiego wpływu. I nasze rozmowy do późnego wieczora. I nasze wyjazdy do Londynu, do naszych marzeń, razem. I nasze plany. I nasze, nasze, nasze. A teraz czasami tęsknię. Włączam „Special Needs” i słucham, słucham, słucham. Czując się tak, jak wtedy, gdy napisałeś po raz pierwszy.
Pamiętaj mnie wtedy, kiedy byłam tą jedyną.