niepozbierany
jak ostatnie grzyby tego lata
po które sięgnąłby ktoś
z samego rana
i potłuczony
jak niezręczny kufel
o twardym szkle
co unieść próbuje grawitację
i nie wie kiedy spadać
gdy już się przelewa
skoro już nie potrafię pisać
jak mam otwierać usta
by skądkolwiek zaczerpnąć
chociażby powietrza
człowiek nie roni we mnie
wspomnień
oczekiwań
i siebie
a świat
przestał rozmarzać przyszłości
odpuścił przeszłość
więc tylko tu i teraz
dotykam wzrokiem każdej ze ścian
a sufit
przestaje myślami przeciekać
może zszedłem na niewłaściwą ziemię
zbieram jakieś plony
nie wchodząc chlebom powszednim
w drogę
dokąd z tym pójść
skoro nogi dzień w dzień
odbierają gesty dłoniom
i tylko usta
chowając mój język
odnajdują we mnie spokój