Patrzę w lustro
Na własne odbicie
I tylko blade oczy
Nieobecne, zmęczone, matowe
Puste
Patrzę w sufit
Na żałość własnego życia
I tylko biała plama
Bezsensowna, trwała, wszechobecna
Pusta
Patrzę w serce
Na własną nicość
I tylko przerażone
Bije wątle, resztkami sił sensu
Bije puste
Jak dziecko dotykając szczęścia
W Twoim lustrze się uśmiechnęłam
W Twoje oczy się wpatrywałam
Czułam serce bijące mocniej
Czas był nieobecny, była Twoja obecność
Nic więcej
A później znowu przyszła zima,
I wszystko wróciło;
Puste oczy, pusta plama życia, puste serce
I żal, że nadzieja umiera
A wiara cudów nie czyni