Kiedy czytałam myśli o nieszczęśliwych miłościach, bezsilności, smutku wydawało mi się to takie...nierealne, zbyt przerysowane. Tak cierpieć? Bo ktoś odszedł? Bzdura! Trzeba się odwrócić, pójść dalej, realizować się, spełniać marzenia, absolutnie nie uzależniać swojego szczęścia od kogokolwiek. I tak było. To ja decydowałam kiedy odchodzę, kiedy zostaję, kiedy sprawiam radość, a kiedy moja nieobecność doprowadza do obłędu.
A dziś? Jak jest dziś? Kończę drugą butelkę wina, bo wiem, że odejdziesz. Znów. Widziałam to w półuśmiechu i spojrzeniu. Tak już jest. Odchodzisz, wracasz, odchodzisz, wracasz... A ja? Nie wiesz, co się ze mną dzieje, gdy odchodzisz.
Bo jutro zobaczyłbyś mnie znów profesjonalną i kompetentną, makijaż zakryłby przepłakane milion razy oczy. Ale ich nie zobaczysz. A ja taka będę. Jak co dzień. Mimo wszystko. Mimo tego, że wiem, że odchodzisz i nie mam pojęcia, czy wrócisz. Będę w pracy kompetentna i profesjonalna. I pewnie każdy pomyśli, że musi być ktoś, kto mnie niesamowicie kocha, skoro jestem jaka jestem,. A nie ma. Nie ma Ciebie.
Ostatni kieliszek.
Póki nie spotka się kogoś takiego w swoim życiu, nie zrozumie się tego. Zmuszania do każdego mrugnięcia, oddechu, gestu.
Bo ja będę tęsknić, Bardzo. Jutro obudzę się z bólem głowy, ale już dziś nie będę czuć tego bólu, że muszę zasypiać bez "Śpij dobrze Moja Droga".
Dobranoc Mój Drogi.