gdzieś w tobie upadło
i kulom u nogi
- jak psom na łańcuchu -
postawiło drogie kręgle
rzucam
ty zbijasz
ja zabijam
jak popadnie
- i tak nas poukładają
ta cielesna buda
z brudną miską pod kolejną maską
i szczenięcym głodem
co rwie się na smyczy
a przecież nic cię nie trzyma
przy życiu
gdy spadanie jest wysokich lotów ofiarą
przecież deszcz też służy naturom
- i kwiatom
może ten wilczy
niepohamowany życia apetyt
to tylko ciemne jagody
gustując wśród trucizn
od pragnienia
do szkła
- wbitego jak wzrok w szklankę
z niedopałków osobowości
wypala węgiel w oku ciepło niosąc ranom
i bogu chwali się na dobranoc
a może nie powinno się otwierać wieczorem okien
by wietrzyć niebu następne zachody
tylko powietrzom co duszy nadają kształtu
i chwiejnym w nas wiatrom
nadać właściwego znaczenia
niż zerwiesz z siebie herb
chorągwie
ścieląc się do snu
pod białą flagą