Nie pragnęłam wiele, prawie nic. Jedynie delikatnego muśniecia dłoni podczas wieczornego spaceru, w czasie którego mógłbyś towarzyszyć mi w upajaniu się zapachem bzów. Byłabym gotowa upić się tym zapachem z tobą, aż do utraty zmysłów i wszechobecnej kontroli nad miłością wylewającą się z moich kieszeni. Chciałam nią zarażać ludzi, ciebie. Przede wszystkim ciebie.
Jednak ty nie czułeś ani bzów, ani wiosny. Nie widziałeś oceanu miłości, który z uśmiechem na ustach oddawałam tobie. Kropelka po kropelce. Nie chciałeś jej.
Dziś znów mam przy sobie ocen. Jednak już tylko łez.