Znałem go ongiś - czarnego kocura. Chudy, zabiedzony, przypominał szczura... Nogi miał patykowate, ale szpony ostre. Nazwałem go moim bratem i między światami mostem. Został on chyba zdradzony gdzieś na swej drodze życiowej, a ktoś przez niego ceniony zrzucił mu świat na głowę. Nie znałem jego imienia, mimo że go potrzebował i powtarzałem je do znudzenia, aż je zaakceptował. Jego nowe imię. Miano demona. Czy wiedział o tym czy nie czarny kot bez ogona? Kroczył w swym majestacie dumnie, razem z mą świtą, lub też biegł po asfalcie z krótką, puszystą kitą. Niestety, ten Mefistofil zniknął już z kart historii. Czy może gdzieś się utopił? Czy może trwa gdzieś w agonii? Żegnaj Mefistofelesie. Już bez warunków tym razem. Zostaniemy tu wszyscy złączeni cudownych wspomnień obrazem.
(komentarz: Wiersz ten napisałem podczas spaceru, wdając się ze sobą w polemikę na temat wspomnień. Wspomniany tu kot Mefistofeles przebywał w moim świecie bardzo krótko, bowiem tylko dwa miesiące {miesiące, od których pochodzi "obraz cudownych wspomnień"}, w czasie których nazwałem go i zdążyłem się z nim zaprzyjaźnić. Nie był to oczywiście mój kot, a jedynie znaleźny na podwórku, mimo to bardzo miło wspominam go do tej pory. Co zaś tyczy się "warunków" pod koniec utworu: jest to subtelne odniesienie do dzieła "Pani Twardowska", a konkretnie do fragmentu:
"(...) Patrz w kontrakt Mefistofilu tu warunki takie stoją (...)"
Cóż, sądzę, że gdyby Mefisto umiał czytać, byłby zadowolony z hołdu który mu oddałem.)