Wyeksploatowane ciało matki, wiele nocy nie przespało zanim was wychowała. Z wielu rzeczy rezygnowała, truchlała gdy dzieci w chorobie miała. I łzy roniła jak niemoc ją dopadała. Ręce załamywała jak chleb ugniatała. Z modlitwą na ustach z sercem na dłoni. Karmiła swe dzieci miłością nad podziw. Wyeksploatowane ciało ojca, jak wiązał koniec z końcem. Na swych muskułach ciężary nosił, dom budował. Pot i krew w zaprawie mieszał. Dłonie spracowane, odcisków miały wiele. Poczciwie pracował nawet w niedzielę. Często zamyślony, nigdy nie płakał. Z głową do góry ostrożnie świat badał. Ostatni grosz dzielił na dwoje. Tak dzielnie znosił trudy i znoje.