Wśród krętych dróg, złowieszczych słów, pod niebem bez gwiazd, złamany w pół, upadły król zastygła w milczeniu twarz
Złowrogi wiatr, odziera z szat, nadzieje wyrywa z rąk, zbłąkany nocy brat, chce wyrwać się zza krat, zatacza wciąż błędny krąg
Lecz gdy noc nadchodzi i czarną rozlewa toń, niczym zbawca oswobodzi umęczoną jego skroń. Noc to przystań, w której może swoje oczy skryć, to mroczna narzeczona, w jej ramionach może śnić, najwierniejsza przyjaciółka , z nią ciemnością dzieli się, ona daje mu schronienie, on oddaje ból i gniew I nikt nie widzi jego oczu szklanych, gdy z żalu łzy ociera z mrokiem na wieczność już powiązany nawet gdy słońce...noc rozdziera...
Wśród zwiędłych róż, płaczących brzóz i wiecznie martwych barw w otchłani mórz ciał bez dusz przeżywa pasmo kar
I sił już brak, i wiary brak gdy dźwiga swoje brzemię, leżąc na wznak, człowieka wrak przeklina swe istnienie...
Wśród czarnych chmur upiorny dwór otwiera przed nim swe drzwi na szyi sznur, on ukoi ból, pozwoli wiecznie śnić...
Nie będzie już po omacku błądzić w labiryntach dnia, ślepy wędrowiec znajdzie swą drogę ku światłu gwiazd...