w pokoju z widokiem na samotność nadajesz słowom poważnego znaczenia. na zakręcie, sam że sobą ścigasz zachodzące słońce. światło które w tobie zgasło nie rozproszy mroku duszy.
miało być łatwo krok za krokiem w kolejny dzień. teraz z odłamków składasz siebie, cerujac dziury po kolejnych jęczących dniach.
nic już nie będzie takie samo, kwaśny smak poranka po zatęchłym zapachu nocy. na twarzy maska. pod nią blady cień uśmiechu.
ktoś przeczyta twoje imię. to jakby zdjął stryczek z szyi. uwolnisz się.