W kieszonce spodni noszę portret nieba by pamiętać zawsze, tętniący życiem świat nad chmurami.
Z obłoków unoszących się do świecącego jutra łagodną dłonią wyżłobiony sufit rozciągnięty w wiecznym tańcu pejzaż.
Ku wzniesieniu dokąd oczy jeszcze mogą sięgnąć nie gasnący płomień, żar co dumnie poprowadzi drogą by znów ujrzeć piękno.
Choć w jego cieniu najjaśniejsze gwiazdy niespełnonych marzeń bledną, ze zgliszczy kataklizmu porozsianych gdzieś po świecie uczuć szukam nadal szczęścia.
W okruchach nadziei zdobionej twoimi słowami by spoić w niej całość, cokolwiek zechce jeszcze rozdzielić po bezkresny eter będę poszukiwać bladego świtu.