Tegoletnie gwiazdy Nie świecą jakoś nałogowo Raczej pokutują Ascezą deszczowych chmur Z których woda życia Leje często gęsto Pragnąca napoić Siłą wiarą serca Które rozdają się na dłoni Też chce zasiać nawieźć W żyzność sprawiedliwości Uczciwości dobra Zawsze doliny nadziei Dawno wypalonych sumień Jeszcze bardzo chce Rozmyć skorupy Chciwego zysku W nie kradnij Nie zabijaj Ani żadnej rzeczy Choć przecież żona Czasem powinna zmienić męża
Kupałowe świętojańskie Wieczory sobótkowe Długie ciemne Zimne mokre Może ze dwa razy Rozświetliły świetliki Czerwieniejące jagody kaliny Zresztą nie wiem A może to były po prostu Ostatnie w oczach ku#r#wiki Odchodzącego w starość Rubasznego staropanieństwa