Menu
Gildia Pióra na Patronite

Ocean przepaści

Słońce pocałunkami
Osusza łzy poranka
Wokół ciszy wszechobecnej
Kwili ptaszyna z lękiem...

Przystaje spoglądając nieśmiało
Na wykwintne danie wysypiska
Domostwa brata swego
Skuszona zaproszeniem ciszy
Ucztować zaczyna...

Oprzeć się tym wspaniałościom...jak można?!
Ten kubek po jogurcie - palcem wylizuje
I puszkę po rybach
I węglowodany - to nic że spleśniałe
Jeszcze na tych kościach - trochę zostało

Zastygłam za szybą z przerażenia
Krzyk mego serca w krtani uwiązł
Boże !!! ratuj przed dalszą drogą do piekła
Nie mnie!
Tę ptaszynę niczemu nie winną

Tornadem wchłonęłam wszystko co miałam
Z lękiem stanęłam przed nią...
Nigdy tak szarych oczu bez dna...
Dłoni pajęczyną strachu osnutych...
Zoranej twarzy losem...

Nie widziałam.....i...nie zapomnę!

O wybaczenie prosiłam
Istotę...
Która ani katem
Ani grabieżcą
Być nie potrafi

I my...

Uzbrojeni w czarne szklane klapy
Tylko tam wytyczamy spojrzenie
Gdzie nam jest to wygodne!
Nawet sprawy sobie nie zdajemy
jak bardzo blisko ...Jej świata jesteśmy

...czasami chwila to tylko....
...obyśmy tym zapomnieniem...nie zaistnieli...

11 439 wyświetleń
132 teksty
15 obserwujących
  • giulietka

    6 April 2011, 21:55

    To dobrze, że widzisz... dopóki widzisz, żyjesz naprawdę...

  • Pytia

    6 April 2011, 21:53

    Dziękuję Madziu..:)....chciałabym nie umieć widzieć tego co rani, jednak nie potrafię..

  • giulietka

    6 April 2011, 21:49

    Poruszająca opowieść o spotkaniu z własnym człowieczeństwem...
    Pozdrawiam;)