Sierpniowy Deszcz
Spotkałem wczoraj deszcz
Tak bardzo dawał wytchnienie
Pragnącym ochłody promieniom słońca
Studził porywczość
I leczył niezrównoważenie wiatrów
Zapładniał ziemię aby porodziła poplon
I złoty pył płatków nawłoci
Podkreślił miedzianą ognistość twoich włosów
Lśniły tak bardzo że nie mogłem nie zauważyć
Płomiennej łuny dookoła głowy
Choć konsekwentnie zaprzeczasz
Jakichkolwiek związków z aniołami
I karmisz mnie cielesnością
Z całych zmysłów twoich i moich
Kawki i wrony zmusił
Do popołudniowej pełnej zadumy sjesty
Czułem wzrok ich oczu który jak laser
Przeszywał moje serce
Szukały w nim okruchów
Tamtego rękodzieła Boga
Motyle też przysiadły pod liśćmi węgierki
Pozwalając mi cieszyć się ich ubarwieniem
Patrzyłem też na kwiaty cyni
Jak szeroko rozstawiają ramiona płatków
Aby deszcz zmył z nich kurz
I zmarszczki odrętwienia
Makijaż zbyt nachalnego słońca
Potem usiadłem aby słuchać szumu ziemi
Wyrażającej radość w twarz każdej kropli deszczu
A może to był ten radosny marsz dżdżownic
Ku światłu i zatraceniu
W pełnych kata bezwyrazu dziobach kosów
A pod koniec deszcz błysnął jeszcze
Światłem dzikiej i wolnej błyskawicy
I stał się jaśniejszym od słońca
Stał się też jakby szkieletem
Który trzyma na sobie całe piękno
Całą jasność i dobro tego świata
Wreszcie ryknął i wstrząsnął całą zachodnią półkulą
Jakby chciał podkreślić tym fajerwerkiem
Wagę i wielkość swojego dzieła i powiedzieć
Wykonało się
Odszedł tylko jeszcze zamaszystym sztychem
Postawił sobie łuk tryumfalny na pół Beskidów
Tęczę
Mirosław 21.08.2017r.
Autor