rozpłomienia ich ten sam ogień gorejący ciepłem aż po czerwień w objęciach wpół domkniętych szczęściem powiek gasi ten sam ból popiołem nocy zabliźniając cierpieniem otwarte rany w chłód zapomnienia o sobie na zawsze złączeni przypadkiem raz bliscy sobie jak chwile tej samej minuty raz dalecy jak godziny obcych dni skazani na siebie w tej samej celi na wyroki różnych wolności nie mogący żyć bez siebie choć razem samotni podobni do siebie jakby podzielić bezsłowie na ciszę i milczenie kochankowie co nie mają bez siebie dokąd odejść choć na pewno czeka ich rozstanie niepodzielni jak dwie samotności tej samej rozłąki tak na zawsze ze sobą że i bez siebie ten sam pisany im los jakby śmiercią na pół rozcięta samotność na zawsze miała złączyć ich ze sobą już do końca zacierając różnicę między "ja" i życiem