ranek w Ignatkach pod skulonym słońcem bursztynowe konie stąpają za horyzont tylko im ufa wiatr bojąc się szczerości kobiet
marzycielom wystarczy kawałek nieba i kamienne schody donikąd rzadko otwarte okno z widokiem na dworski cmentarz gdzie pająk przedzie nić wiosna zieleń a lumpy połykają Żubra gasząc puszki na mogile
na ścieżce wśród trawiastych stawów spotykam zagubione twarze takie chwile wita się świeżym chlebem czerstwym trojańskiego konia ku przestrodze nieprzyjaciół