Przez cichą noc skrada się czas Skrzypieniem sekund, szelestem cieni. Zabija powoli przyszłość w nas Przeszłością, której już nikt nie zmieni. I ja w niej znikam, milknie zbity puls W asfaltowym bagnie zanurzany. Nie czuję serca, oddechu ani ust, Nie bolą czernią zalewane rany. Wszystko przestaje mieć tu znaczenie. Uśmiechy, dotyk, nawet nadzieja. Przed chwilą nasze były przestrzenie. Teraz, choć wciąż ja, to już nie ja. Lepkiej czerni fala stopniowo sięga szyi, Płucom zabrakło wcześniejszej woli, Jeszcze tylko pamięć sennie kwili, Ale i ona kładzie się powoli. Stoisz na brzegu. Patrzysz bez drgnienia, Pamięć szarpnęła ostatkiem sił. Tak czas smolisty nocą świat mój zmienia. Zgasł dzień, światło, śmiech. Gaśniemy i my.
Trochę tak... Ale trochę bardziej to jest o pewnych decyzjach, które niszczą nas jakimi jesteśmy tworząc jakimi będziemy, choć często ludzie po błędnej decyzji chcą powrotu do starego świata, który zatonął przecież w niezmienialnej przeszłości... I tak żyjemy od straty do straty tonąc w przeszłości. Bolesne.