Przepastne pokłady złowrogich słów przygniatają ciężarem szepty kiedyś czułe… Tchnienie dobra po hausty ostatnie sięga w pamięci tworząc kronikę istnienia… jakże żałosną. Pośród pomarszczonych woluminów od łez trudno znaleźć karty gdzie szczęście było skrybą Tło losu bielą stronic z brudem już nie walczy Po nadziei jego wakat pozostanie na zawsze… Cienka kursywa chwil spełnionych wyblakła i oczy przekrwione troską jej nie dostrzegą Wysycha już źródło z którego pił życie dogorywa płomień woli istnienia... On to więc; poddańczym pokłonem ponagla nieuchronność… Bez pamięci Bez lęku Bez czucia…
Wysycha już źródło z którego pił życie dogorywa płomień woli istnienia... -zabrzmiało : i nic już się nie chce... smutno...choć b. ładnie-miło ponownie przywitać Cię z uśmiechem:)