Anomalia pogodowa (gdy chmurzę się bez determinantów)
przecież kiedyś odejdę świtem lub nocą spakuję duszę i pójdę gdzie oczy poniosą
to tylko 21 gram więc udźwignę ten ciężar (choć paradoksalnie, mój lekarz twierdzi, że mam się oszczędzać)
może być i tak że zabiorę się z południowym słońcem ciepło i wygodnie rozsiądę na skraju oddechu (może będą wolne kuszetki, tak aby lędźwie nie ucierpiały)
potem stanę na wzgórku za miastem
popatrzę
pozwolę wyschnąć ostatniej łzie
prawdopodobnie będzie mi wszystko jedno i już nie usłyszę jak pies szczeka ogonem.
Pięknie by było tak odejść ,świadomie bez żalu ostatni raz spojrzeć na świat.Bólu nie czuć ,nasycić się kolorami świata ,w niebo spojrzeć,pożegnać wszytkie kąty ,zostawić list i zasnąć na wieczność!Piękny wiersz ale bardzo smutny;-( Nie mam wyjścia;-)