Poro pisania wierszy spóźniona o całą miłość bezszelestnym stąpaniem w niepamięć pielgrzymki gubionych słów po złote runo poranków jej spojrzeń jakby dzień trwał od wschodu do zachodu uśmiechu nad czerwieni jej ust horyzontem a noc miękkim zstąpieniem powiek mrokom rzęs we wskrzeszenie mym oczom płomieni snów jaśniała księżycowym blaskiem jej policzków budząc pośród falujących lipcowym skwarem w wodospady światła jej włosów błękity mej tęsknoty skalistym echem nagich ramion aż po szept zmierzchów wieczornym smutkiem gdy mą ziemię tuliły milczeniem warkocze ciszy jej splecionych dłoni szukanych daremnie świtem głodu mych ramion w objęciach zimnego powietrza po straconych wiosnach oczekiwania między stronicami ułud i zmyśleń kreśląc myśli spacjami jakby mogły kiedyś jeszcze rozkwitnąć z nią w spotkanie spóźnioną porą wierszy przebudzonych ciepłem jej tających łzami oczu gdy wtulona w siebie samotnym przedwiośniem spojrzy w nie kobiercem niezapominajek.