Pójdę z tobą choćby na koniec świata… obiecywałaś… A ja głupi wierzyłem,…bo przecież za świadków miałem każdy zachód słońca i wszystkie gwiazdy wspólnych nocy letnich…
Gdy zachorowałem powiedziałaś, że to tylko były słowa wypowiedziane w ekscytacji ciała i chwili… Nie mam nawet żalu, że nie odwiedziłaś mnie, gdy umierałem… To przecież winna była choroba…i strach…
Teraz, gdy jestem zdrowy, na swoim szczęśliwym skrawku ziemi piszesz, że myślisz o mnie… To miłe, że pamiętasz,…ale ja mieszkam już na innym końcu świata… z aniołem, który dotrzymał obietnicy za ciebie…
Dziękuję Wam za wartościowe opinie... Basiu...może właśnie dlatego spotykamy swoich aniołów by nauczyli nas wybaczać...Wybaczając uwalniamy się od bólu...dzięki czemu możemy zacząć żyć, kochać i być szczęśliwym... Danusiu...Podałaś bardzo piękny, choć smutny przykład...To prawda czasem zaskakuje nas mile w nieszczęściu jak wiele dla kogoś znaczyliśmy...I to nas właśnie uskrzydla, by nadal być dobrym człowiekiem... Grześku nic mi nie pozostało jak tylko się z Tobą zgodzić... Jeszcze raz z serca Wam dziękuję...
trudno jest żyć z ludźmi , a jeszcze gorzej bez nich...czasami oni nas wybierają, innym razem my ich. nie dając nic - niczego nie otrzymamy, dając zbyt wiele - oni się nami przejadają.. ...jednak trzeba wierzyć w ludzi...ja w nich wierzę..10-lat temu spaliło mi się doszczętnie mieszkanie- nic nie pozostało...nie wielu znałam z mego blokowiska...i nie przypuszczałam nawet, że otacza mnie wielu tak wspaniałych istot wyposażonych w ogromną empatię...jak grzyby po deszczu pojawiały się przy drzwiach mego pogorzeliska zupełnie nieznane mi twarze niosące pomoc.... ...właśnie w ekstremalnych sytuacjach pojawia się prawdziwe lico naszych przyjaciół...nastawionych na dawanie, lub odtrącenie.. ...wiesz...myślę ,że ci drudzy chyba bardziej się boją...dlatego odchodzą
Ci, którzy tak łatwo składają obietnice, mają trudności z ich dotrzymaniem, nie czekają na nas, gdy ich wyglądamy, wracają, kiedy już ich nie potrzebujemy...
Dobrze, że piszesz o trudnych sprawach w taki sposób, że dają się ogarnąć sercem... Pozdrawiam Gerardzie;)
Agnieszko przepiękny komentaż...dziękuję...To prawda z tymi dodatkami...jeśli któryś zaszwankuje...zaczyna się wycofywanie...Nie wiem jednak z czym trudniej żyć...mając świadomość ucieczki przed czyjąś chorobą czy też dowiadując się później o całkowitym wyzdrowieniu...?. Ale jest w tym też dobra strona...bo jeśli w "umieraniu"znajdziesz swojego anioła...to już pozostanie on z Tobą na zawsze...Bo już nic gorszego nie może się wydarzyć... Grażynko...po raz kolejny jesteś u mnie...dziękuję...A słabość staje się siłą w późniejszej odsłonie życia...
Smutek...jest częścią życia...ale też ma swoją granicę...po której przekroczeniu pogodny uśmiech się zaczyna :).I właśnie życzę Ci dzisiaj uśmiechu na buzi...:).