pamiętam latawce pojawiające się przelotnie nad horyzontem naszego dzieciństwa łódki z kory wartko płynące z prądem wyobraźni
w starych kamienicach deszcz kapiący z rynien porozwiewane fragmenty gniazd piłkę na drzewie ukrytą bazę na gwoździu zardzewiały klucz do nieznanych światów
korytarze piwnic pachniały chłodem biegaliśmy po nich jak po starych labiryntach pod osłoną nocy matki zabawy w chowanego
za dnia strącaliśmy kasztany ostrzyliśmy zapałki czerwonymi scyzorykami ścinaliśmy gałęzie w kształcie litery igrek by ruda mknęła daleko
wśród zgiełku i wrzawy w kurzu podwórka ze zdartymi kolanami przez zielona trawę na bosaka wszędzie gdzie dało się dojść przez płot z konikiem polnym na ramieniu