Odkładam Kamasutrę na bok, bo oto stanęłaś przede mną Jak Afrodyta w morskiej pianie, tylko że Ty w trawie. Twoja postawa mówi jasno do mnie: Jestem gotowa na wszystko, mój panie. Z tą pewnością podchodzę i czuję jak krew z mózgu spływa Wnet w dół tam gdzie w żyłach się zaraz zgromadzi I wyda komendę: baczność ! Szybkie spojrzenie w oczy i w powietrzu coś zaiskrzyło. Napięcie spotęgowało rozpalenie ognia w kominku A nad nami gwiazdy zatańcowały na Drodze Mlecznej. Jedna z nich spadając zainspirowała do pocałunku. W sercu werble dają znać: całuj ! Delikatne muśnięcie i chce się więcej. Kolejne podejście i języczki jak dwa pieski splotły się na łące, By z każdej strony się obwąchać, radośnie machając ogonkiem. Ręce w tym czasie sprytnie pracują, wędrując wzdłuż kręgosłupa A czasem i niżej a raz wyżej testując każde wzniesienie. Kolejne spojrzenie w Twe oczy, które tak jak by pytają: Czego chcesz jeszcze ? Noo przecież wiesz, dlatego śmiało rozpinam pierwszy guziczek. Nie było protestów, więc jak na liczydle przesuwam, rozsuwam. Zanim się obejrzałem i Twoja i moja koszulka znalazły się w kącie. Niewinnie spoglądasz na mój rozporek i wnet go rozpinasz. Mrau niegrzeczna kotka, nie ściskaj tak mocno, bo wystrzeli. Nie pozostając dłużny i ja dobieram się do Twych spodni... A nie zaraz, jeszcze Twój stanik enigmatyczności dodaje, więc Jednym ruchem go rozpinam, uff za pierwszym razem się udało. Przede mną pojawiły się dwie dobrze wypieczone babeczki Ozdobione rodzynkami ale jeszcze bez bitej śmietany. Jak dziecko spragnione mleka przysysam się do rodzynki I ssam, i gryzę, i liżę, i całuję i znowu gryzę. Gdy usta tak ciężko pracują, dłonie rozprawiają się ze spodniami. Ogołoconą biorę Cie na ręce i kładę na wersalce, Tak delikatnie jak Król swą koronę na zamszowej poduszce. W tej chwili jedyne co masz na sobie, to mokre majteczki Ale nie martw się, zaraz coś na to poradzę, Tylko wpierw na nowo zasmakuję Twych słodkich ust. Po ustach nadeszła pora na szyję i tak coraz niżej Aż do pępuszka, gdzie język zapadł się i zatoczył krąg. Następnie bez zbędnych ceregieli ściągam Twe majteczki I mym oczom pojawia się piękna dziurka. Z chirurgiczną dokładnością rozsuwam zasłony W poszukiwaniu tego czego szukam, językiem wciąż szperam. Oj chyba ktoś tu się rozbrykał. Trącany biodrami I zmoczony sokami wkładam kask i wchodzę. Twe źrenice znacznie się powiększyły A na twarzy pojawił się obraz rozkoszy, jak u Van Gogha Słoneczniki. Ale coś mi jednak przeszkadza. To stukanie przy każdym ruchu. Co jest ? Otwieram oczy, patrzę: jestem sam w altance A za oknem sąsiad bezlitośnie reperuje płot. Kurde...