O świcie miasto tli się resztkami świateł przedmieścia idę z aparatem wpatrzony w kontury fabryk sylwetki ciał ludzkich przez noc pozbawionych ostrości
Potyka się lekko zawiana kobieta z butelką rozpaczy śmietnik ptakami oddycha tu życie ma gniazdo wyplatane z wikliny nierównej walki naszego istnienia...
(Z kieszeni wyciągam kartkę z wierszem zapomnianym)
Turystki wygrzewają się w słońcu jak jaszczurki na kamieniach drażnią brodawkami napalone słońce muskające promieniami po pępuszkach i udach spoconych od namiętnego nęcenia...
Zawsze zatrzymuję się przy Twoich wierszach i nigdy nie wiem, co napisać. One są takie, że nie można ich ominąć i tak, jak napisała Ewa, jesteś świetnym obserwatorem i jeszcze potrafisz to ubrać w słowa. Gratuluję. Pozdrawiam.