Starocie
Natrafiłam na nie w szufladzie biurka, zapewne mają rok czasu.
Najpierw kochała go za coś. Inteligencje, poczucie humoru, troskę.
Później nauczyła się go kochać czymś. Wschodem słońca, gwiazdą na niebie, piosenką.
Gdy w końcu nauczyła się go kochać mimo wszystko, ich już nie było.
Kochała go całym swoim ciałem, każdym uśmiechem, każdym kamieniem po którym stąpała. Kochała go w deszcz i w nocy. Na kanapie i w tej niebieskiej sukience. Zapomniała jedynie, że kocha się sercem.
-Śpisz?
-Już nie, ale coś się stało?
-Nic, tylko nadal Cię kocham.
Chodziła po pokoju niespokojna. W szare październikowe popołudnie, w starym, spranym swetrze. Miotała po całym domu, w końcu poszła po czekoladę. Patrzyła ukradkiem na zegarek, minęły już dwie minuty. Pomyślała wtedy, że to już koniec. Wyjrzała przez okno, padał deszcz.
- A więc już cały świat płacze ze mną?- zapytała na głos.
Znów przeszła do drzwi pokoju, złapała za klamkę, spojrzała na zegarek. To już dziesięć minut. Podniosła w akcie rozpaczy telefon. Okazało się, że przypadkiem wyciszyła dźwięki…