„O pewnym młodzieńcu, do którego słabość mam ogromną, a ogromu serca Jego nie jestem w stanie opisać słowem żadnym”
Mój ukochany M. rozwodzić się mogę nocą i dniem. Bo choć tyś też jest tylko człowiek to sen ciągle spędzasz z powiek. Twe oczy, jak ocean głębokie i bezkresne powodują niewyjaśnione doznania cielesne. Płoną, błyszczą i czarują, ciągle mnie hipnotyzują. Twój uśmiech – oderwać wzroku nie można, każdy pocałunek – pieszczota niegroźna, lecz uzależnia, jak kokaina i daje więcej euforii niż heroina. Twe ramiona gruchotać mogłyby kości, pięści mogłyby nie odczuwać czułości, ale obejmować umieją delikatnie i pieścić tak, że leżę bezwładnie. Twe serce, choć mówisz, że zimne i twarde, jak stal że obcy mu jakikolwiek smutek i żal to ja się o nic nie boję, rzeczywistością jesteśmy my a Miłością i ideałem mym jesteś tylko Ty.
Tak, również wolę pisać w innym szyku rymów, ale panegiryk ten był pisany do szkoły. Postanowiłam po prostu go tu wstawić, ponieważ był pisany dla mojego narzeczonego. :)