marynowane mam oczy w liściach nań dawno opadłych jesiennolistnych barwach tak brzmi lepiej niż tęczowych dodaje uroku matowości smutku ale i barw ciepłych i w niebie bławatkowym i nieszybko odmarynują się antracytowe powietrze na niewidzialnej lutni porządkuje nuty zapisane gdzieś między drzewa między gałęzie między ledwo żywe już listki i jaspisową melodię opuszkami zaledwie wymuskując przetacza się leniwie i prawie cytrusowo po gamie mych zmysłów wrażliwych tak jeszcze tak świeże powietrze te aksamitne deszcze na zawsze w moim sercu zostaną gdybym tylko mógł pochwycić w swe dłonie te piękne ballady tęsknię za jadeitową suknią wiosny tęsknię do milionów baziowych płatków śniegu szmuglujących przed niebem cały świat tęsknię do nasturcji pnących się po moim grobie marynowane mam oczy w liś eh i znów się rozpadało daliby choć raz człowiekowi dokończyć ah a może tęczowych brzmi lepiej