Mały chłopiec, który nigdy nie dorósł. Dojrzały mężczyzna, który chowa się w gamach nut. Kobieta o dziewczęcej urodzie i oczach Chinki. Mała dziewczynka, która przywdziewa maskę doświadczonej staruszki
Para paradoksów uwieńczonych sosem słodko - kwaśnym. Dysonans brzmień przeplatany gorzkimi niedopowiedzeniami.
Pierre zawsze bał się kobiet, szczególnie takich jak Anouk. A ona kochała mężczyzn jego pokroju. On przesadnie kobiecy, obiektywni obsadzali go w gronie metroseksualnych. Ona chłopczyca, ułaskawiona kategorią "tych na przyjaciela".
"Przypadkiem" - choć takowy nie istnieje, dotknął struny, która drgała na jej przesadnie chudym nadgarstku. I już degustowała się nim, jak słodkim tiramisu. Mówią, że apetyt rośnie w miarę jedzenia? - Nic bardziej mylnego. Jej apetyt wzrastał bez pokaźnych kęsów. Chwila nieuwagi i... już cała umoczona i ubabrana w lepkiej masie obudziła się bez możliwości zmycia mazistego nalotu.
Uzależniony od zaplecza samotności, gdzie nie ma milimetra wolnej przestrzeni na wyniosłe słowo "odpowiedzialność", swoimi nierównymi wargami wypowiadał monologi o niechęci zmian wystroju i przebudowy swojego M1.
Pierre? Niedojrzały architekt o melodyjnej duszy. Ten, który z nieokiełznaną pasją i godnym pozazdroszczenia skupieniem tworzył figurki origami, pod których zgięciami kruchego papieru kryją się mniej delikatne kłamstwa.
Anouk? Zardzewiały żuraw portowy, którego najmniejsza śrubka wytarta od niezliczonej ilości pomyłek, z główką pokiereszowaną od ciągłych przetarć i zderzeń.
Wystarczyły słowa: "Czuję" "Ostatni raz" "Nie wiem", by stworzyć kolejną bryłę origami, która nie była już tak doskonała i symetryczna, jak jej idealne poprzedniczki.
Wystarczyły słowa: "Brak" "Nie" "Nie ma", by kolejna śrubka została poluzowana, a na grzbiecie pojawił się niechciany płat rdzy.