Lubię kiedy bezszelestnie zakradasz się do łóżka, Błądząc dłonią po mojej talii. Lubię kiedy szeptem budzisz mnie ze snu, Zanim wzrokiem obejmę poranek, całujesz namiętnie. Lubię kiedy słodkim tchnieniem, Pieścisz moje ciało, płonące rządzą. Kiedy spoglądasz mi w oczy szukając radości, A spotykasz tam całą Idyllę moich rozkoszy. Lubię, kiedy nie pytając o nic docierasz tam, Gdzie ukrywam sekret swojego ciepła. Kiedy powolnymi ruchami, rozpalasz mnie, Jak piec, gdy węgla dorzucisz, do czerwoności. Kiedy krew w żyłach pędzi galopem, A tętno fałszuje swoje pulsacyjne ruchy. Gdy w spazmach podniecenia wzdychasz, A potem milczeniem koisz oszalałe serce.