Kusisz nadzieją, jak jabłkiem Miałaś go nie zrywać Teraz, w puszczy myśli, karmię się sam Otumaniony grzechem pierworodnym
Ty, jedyna winna tego zamieszania Zniknęłaś, a jabłko straciło swą moc Jak więc wyjść z raju bez nadziei? To jak wejść wprost do czeluści piekieł
Błąkam się po łąkach nieszczęść Wypatruję kwitnącego kwiatu Jest jeden, zdeptany Twoją stopą Modlę się do niego, pytam o drogę za Tobą
Cisza.
Kwiaty nie mówią, zapomniałem o takim głupstwie Kwiaty tylko uśmiechają się lub smucą Gdybym był jednym, wolałbym, byś mnie zerwała Jak jabłko, następnym razem zjedzmy je wspólnie