Krzyk w przestworzach nocy zbudzonego człowieka... głowę chowa w dłonie. Dotyka i zostawia ślad,okruchy listopada ślamazarnie wychodzą spod łózka...patrzą! Zwietrzyły świeżą krew i miejsce gdzie mogą przyłożyć swoje rozdarte usta...uśpieniem! Śpiew cichy jedynie słyszę...słowa żywe jak ogień trawiący...moja dusza płonie. Ugasić ten płomień,przysypać popiołem żar i zapomnieć,zasnąć,śnić już niemą przyszłość. Być tam gdzie noc się żegna z dniem a wieczory długie wygrzewają się przy blasku jutra.