Kompletnie sam. W całej przestrzeni, Gdzie ludzie się tłoczą, czują i znają Jak stadka wróbli na miejskiej zieleni... Znikają, powoli, lecz wszyscy znikają.
Odarty z piękna przeszłości, Bezradny po odrąbaniu ramion i nóg, Opluty świadek śmierci największej miłości, Zmęczony błogosławieństwem, które zesłał Bóg.
I w tej bezmiernej studni wszystkiego, Nagle, w tabunie myśli, Coś bosko spokojnego: Ciepły szal i myśl, że się jeszcze przyśnisz.
Wtedy otwieram wieko zegara I powoli wyciągam nasze dawne chwile, A przecież jest ich tyle, Ile zmieści w miłości szczerych serc para.
Błękitny dym tańczy leniwego walca Muzyka płynie w aksamicie fortepianu, I wtedy, choć coraz bliżej mi do starca, Wieczorem czuję jakbym czuł się rano.