Kolejne łyki genialnego smaku Wydzielającego cudowny aromat Muszą wyzwolić w nas Cudowność i geniusz boskiego porządku i powoli rozpalają się zmysły w namiętność Oczy szukają swoich błękitów rzeczywistych Nie domyślnych jak lazur skrzydeł aniołów Dłonie już na ścieżkach Jeszcze gorętszych intymności - magnesów Że krzesło przychodzi do krzesła Usta więc stają się długim żarliwym pocałunkiem Głośnym jak dzwony wszystkich świątyń na Anioł Pański Rozpływają się w sobie rozdając ciała W genialnej komunii codzienności Aż w liturgii podniesienia Jedno ciało unosi drugie I odlatują w złocistą głębię Jasności pełną cytrynowego pokoju A mijany Anioł Radości Aprobująco śmieje się Klaszcząc w skrzydła i potrząsając piersiami I drży różowa sukienka na nim I lecą płatki z kolorowych jej kwiatów I ścielą się pod splątaniem ciał i dusz Wieńczy się tą chwila w Nirwanę A ja mierzę głębię Twojego wnętrza Tą najdoskonalszą z miar - rozkoszą I jeszcze raz wiem że jest niepojetą I ponownie wiem że niezmierzalną Najważniejsze że codziennością