kimże jestem nie kim ty jesteś żeby ah brzęcz moja duszo szarpana niewymownością tej zdrady oddawaj się katuszom nim zstąpi świt blady
obiecałem ci wolność lecz teraz nie umiem dotrzymać tych słów zbyt piękne mi lasy szumiące wśród dżdżów
miałem narzeczoną lecz nie pachniała jak wiosna darmo porównywać ją do jesieni a w śniegowych zaspach jej oblicze nigdy nie mieni
odszedłem więc od niej i bardzo cierpiała lecz serce me szklane poezja już była zabrała a śpiew ptaków nad najpiękniejszy głos ludzki wyżej był mi ceniony i ten smak rós tak dziki chłodny i słony
wróciłem do wierszy teraz już wiem tylko po to by ujrzeć niebo w rękach innego poety oddające się tanim pieszczotom
serce mi pękło ponownie w głowie harmider i zamęt a z drżącej bez przerwy dłoni na papier kapał atrament