*******
Kiedy serce powoli zamienia się w lód
wszystko wokół spowija śmiertelny chłód
nie wiem czy wytrzymam w oparach absurdu
powoli wypadam z głównego życia nurtu
Codzinnie odkrywam nowy poziom egzystencjonalnego dna
moja nadzieja chyba w trumnie pod ziemią pochowana
Chce się wydpstać lecz przytłacza ją ciśnienie
nie pomaga nawet chwile radosne uniesienie
staczam się w kierunku przeszłości która nigdy nie odeszła
od zawsze czaiło się w niej zbyt dużo przeżytego zła
popełniam te same błędy i sam siebie pytam którędy
brakuje mi tu osoby która pomoże pokanać przeszkody
Znowu jestem zdany na własne siły
zbyt częste upadki je nadwątliły
im głębiej w to zabrnę tym trudniej zawrócić
nie wiem jak sowje smutki na zawsze skrócić
Chcę znów poczuć blask na dnie mojej duszy
teraz tylko w sercu osobowość się kruszy
codzinnie czuję jak mętnieje mój wzrok
i marsz zamienia się w skazańca krok
ile mogę próbować by stać się choć trochę lepszy
kiedy nie mogę wydostać się z obojętności kleszczy
oświtlałeś nawet najgłębsze ciemności
widziałeś skarb wśród rozrzuconych kości
kiedy zaczyna brakować mi wiary że jutro będzie lepsze
czuję jakby dzisiaj i wczoraj dbały o nocne dreszcze
chwile samotności są chwilami wytchnienia
czasem każdy potrzebuje takiego ukojenia
nie wiem jak to wszystko skończyć
nie chcę z życiem się rozłączyć
brakuje mi azymutu na zmianę
czuję jakbym bił głową w ścianę
już nie żyję tylko trwam
kocham kiedy mogę być sam
to wszystko jeszcze się zmieni
ale nigdy nie pozbędę się korzeni
z nich płynie moja siła i największa słabość
ale trzymam je kurczowo jak pies ostatnią kość
Autor