PIERWSZA
Jaka jest moja nadzieja?
Ma granice, czyli skończona.
W zasadzie i tak zrobi co chce.
Wbrew mojemu sceptycyzmowi.
Nadzieja prawdziwa jest nieskończona,
A nadzieja mojego rozumu
I mojej samooceny
Podpowiada nie zasługujesz
Być poza tutaj kres.
Dlatego jestem spokojny
I przede wszystkim proszę ją
O zdrowie i święty pokój.
We mnie. W nas dwoje. Ludziom wszem.
Zdrowie.
Krócej pracować, wcześniej być emerytką.
Żeby każdy umiał potępić chciwość.
Zwalczyć w sobie pogardę dla skromności.
Oddać przynajmniej połowę szaty nagiemu.
Może wtedy Boże Narodzenie
Zmartwychwstanie na ziemi.
Może nie będzie tylko
Dniami wolnymi od pracy.
Przejedzeniem i przepiciem.
Kłótnią rodzinną. Kacem.
Zobaczymy.
Ja w każdym razie mniej więcej tak
Pomodlę się.
Ja jestem sceptyczny.
Prawdziwa nadzieja,
Ona jest cudu śpiew.
Chciałoby się by teraz zaczął się
Czas auto i zbiorowej refleksji
I wielkiej gatunkowej poprawy.
Żeby ludzkość, to te szumne
Człowieczeństwo.
Ten pompowany tak humanizm.
Ta filozoficzna mądrość w dobru.
Ten czytany i po milionkroć
Błagany kazaniami samarytanizm.
Wtedy może faktycznie Bóg
Będzie musiał wybudować w raju
Mieszkań wiele,
A nie tylko wiejadło u bram postawi
I oddzieli 144000 od kłosów pustych,
Plew.
Autor