ja wcześniak siedmiomiesięczny ważący niecałe dwa kilogramy były mieszkaniec inkubatora z początku wstydliwie niezdolny do samodzielnego oddychania
proszę cię ogromny świecie o wybaczenie bo nie dałem ci czasu na przygotowanie
pukając do twoich drzwi jak nadgorliwy natręt choć nie dopiąłeś jeszcze nieba na ostatnią gwiazdę
miałeś dla mnie tylko siedmiomiesięczny deszcz majowy co nie umie zetrzeć wszystkich łez ale radośnie mruga pomiędzy kroplami oczami zroszonych pszczół
chorowite wiersze uczulone na dotyk ulatujące bezgłośnie niby zdmuchnięte mlecze za to błyskające na żaglach wiatru niesione okrętami słońca przytulane do piersi ziemi jak swoje własne
tęsknotę która niewykształconymi rączkami dosięgała jedynie mojego serca ale obejmowała je z miłością godną tej wzajemnej
wszystko to wziąłem świecie kosze niedojrzałych lecz cudownie smakujących jagód zerwanych sześćdziesiąt dwa świty za wcześnie z twojego ogrodu