I tylko patrzę gdy wyjrzy gwiazda za chmur, która z dawna tworzyła mnie samego przez lata Gdzie moja dusza była ptakom podobna.
Wobec pustki nieba, tylko o wiatr proszę, który wysmaga moją powściągliwą gębę, bo w moim piórze atrament się kończy Bo umarłem z krzykiem mechanicznym Wbiegłem na cmentarz minąwszy biały gnijący most
I niech żadna bezczelna dłoń umarłego nie budzi Niech on biegnie, ku pustym białym kartkom poezji.