Dotyka go palącym pocałunkiem. Skrapla się miłość na soczystych wargach ambrozją, jakby narkotycznym trunkiem, spadając dźwiękiem, który brzmi jak skarga.
On umyka jej między spojrzeniami. A pocałunek jest ledwo muśnięciem. Jedynie w objęciach jej zatrzymany zamiera na chwilę stając się księciem...
Niebo deszczem zapisuje im strony. Wciąż uciekają - boją się zakończeń. On niczym wiatr nigdy nie poskromiony. Ona samotnie zamienia się w słońce.