często stojąc pod latarnianym światłem wyobrażam sobie jakoby te śniegowe motylki z niebios pikujące na ziemię roztańczone z wiatrem były gwiazdami a ja pędzę poprzez galaktyk dzikie pomrowia
często na potrzeby poezji wymyślam coś czego nie ma co nie istniało ale dziś naprawdę stałem w świetle z początku zbyt mało było motylków bym w kosmiczną odpłynął podróż bajecznie rozmarzony jachtem zadumy po morzach wyobraźni ale później wiatr zawitał w polu a w świetle latarni więcej pędzących ukazało się gwiazd