Ciałem mocniej niż głosem chłoną duszę obrazy, Płynąc wzdłuż neuronów spojrzenia, Chwila czeka cierpliwie na kolejne rozkazy, W końcu sny też chcą spełnienia.
Drogą ciemną wiodą moralności namiestnicy, A noc przecież wrażeń wciąż głodna, Pnie się wyżej i wyżej i dotyka granicy, Już nigdy nie będzie samotna.
Milkną wspomnienia, sumienie w myślach się gubi, Źródło pragnień swą woń rozlewa, Strumień w nurt wpada wartki – los tego nie lubi, Wszak nie jest to ścieżka do nieba.
Wnet już nic nie pozostaje, jak oddać się zmysłom, Nie patrzeć na świtu wołania, Przecież, gdy się zjawią - staną naprzeciw domysłom, Noc czekać nie będzie do rana.
W toń lepką od wina zanurza się więc ciało, I ginie w nurcie strumienia, Głos wynurza się jednak i trwa, jak obiecano, Doczekać chce pewnie zbawienia.
Ciało głosem się stanie utraconych nadziei, - dzień niesie surową odnowę, Tylko dusza w objęciach niewinnej pościeli, Wychyla zdziwioną swą głowę.
Więcej już nie wypłynie ni sen, ni pragnienie, By iść w ślad za cieniem nocy, Pozostaną tylko nad brzegiem dwa kamienie, - wspomnienie upojnej niemocy.