Kiedy pracowałam jako nauczyciel akademicki, też mnie się wszyscy bali. Zupełnie nie wiem czemu. Przecież jestem najłagodniejszą smoczycą pod słońcem ;) :))))
RozaR, masz rację. Socjologia właśnie na Twój sposób definiuje pojęcie "autorytetu". Socjologia, czyli nauka o społeczeństwie, o jego zachowaniach, relacjach między ludzkich. Kiedy większość ludzi ceni jakiegoś człowieka, słucha jego mądrości, zmienia swoje nastawienie pod jego wpływem staje się on autorytetem. Znakomitym tego przykładem jest Papież Jan Paweł II. Szanowali go, słuchali, podziwiali ludzie na całej ziemi. Jest to prawdziwy wielki autorytet. Łatwo zauważyć, że wielu takich nie ma, a słowo to w mediach jest nadużywane.
Nie wyklucza to jednak poprawności definicji psychologicznej analizowanego pojęcia. Ten człowiek był autorytetem dla społeczeństwa (socjologia) i jest również autorytetem dla mnie (psychologia). Jednakże dla mojego znajomego już nie jest (psychologia).
Tak więc człowiek musi się stać autorytetem najpierw dla jednostki (psychologia), aby później stał się autorytetem dla wielu (socjologia).
Niuszu mam autorytety. Emilio - chodzi mi o to że autorytet to raczej pojęcie społeczne - szersze. Więc autorytetem jest ktoś kto przeszedł pomyślną weryfikację u wielu.
Oj Roza, w niepewności to ja nikogo nie słucham. No bo, jak mam być wówczas pewna, że mówi prawdę? Umysł analityka nie pozwala sobie na słuchanie przed nabraniem pewności, że rozmówca ma rację. Czyli mówisz tylko w tedy prawdę, jeśli ona jest zgodna w moim zdaniem. ;) Tylko na zewnątrz tak może wyglądać, bo przecież nikt nie wie co ja wiem, a ja wiem, że milczenie niekiedy bywa złotem. Co za tym idzie, nikt nie staje się autorytetem w jednej chwili. Co do tego zupełnie się zgadzamy. Każdego wpierw prześwietlamy, słuchamy i oceniamy w stosunku do naszych potrzeb oraz nabytej wiedzy i doświadczenia. Czasami potrzeba na to roku, czasami wielu lat, ale zapewne czasami mogą zdarzyć się wyjątki, że ocenimy kogoś szybciej. Mi rzadko to się zdarza. Bardzo długo patrzę na ludzi z niepewnością. Trzeba być w czymś bardzo wyjątkowym, żebym go nazwała w tak szlachetny sposób, żebym mogła stać tuż obok, z "zamkniętymi oczami" bez obaw.