„Idealną” Magdy Stachuli czytałem na 3 razy. Pierwsze podejście to rosnące zaciekawienie pomysłem na historię. Tak samo jak smutną i nieszczęśliwą, tak bardzo wciągającą. Czytelnik został zatem zaproszony do świata z powieści i znalazł w nim swoje miejsce. Nieidealne, acz własne, ciśnie się na usta.
Drugi etap czytania „Idealnej” to totalne zaprzeczenie tego, co w historii małżeńswa Anity i Adama się dzieje. Myślałem sobie: nie, to niemożliwe, żeby ludzie tak do siebie się zwracali. Żeby byli wobec siebie tak nonsensownie i fatalnie podejrzliwi. Ale później nachodziła autorefleksja. Ile razy byłem uczestnikiem podobnych zdarzeń? Czy miałem na to wpływ? Temat trudny, trzeba czytać dalej.
Nadeszła faza trzecia: kluczowa i finałowa. Lubię takie zakończenia, które odpowiadają na wiele pytań i zamykają większość wątków. Otwarte zakończenia, które czytelnik może sobie dopowiedzieć, to często ucieczkowy zabieg, być może zastosowany ze strachu przed postawieniem rozstrzygającej kropki. Przecież „Proces”, tak alegoryczna i pozwalajaca czytelnikowi na mnogość interpretacji powieść, ma bardzo rzeczowe zakończenie.
Podobnie jest w „Idealnej”, historia jest kompletna. Mam dużo przyjemności z czytania takich książek. Na pewno nie jest to książka, która trafi do kanonu lektur szkolnych, ale nie takie powinno się mieć wobec niej oczekiwania. Przykuwająca, osadzona w znanych nam realiach, napisana zgrabnie, chwilami budząca sprzeciw, a więc nie miałka ani mdła lektura. Polecam.
@onejka, jeśli przeczytasz, ciekaw jestem Twojej opinii! 🙂 @wojtekp, niestety, to stara recenzja. Ostatnio mało śpię i czytam. Kiedyś nie sypiałem, bo czytałem... 😌