Menu
Gildia Pióra na Patronite

Strona 126… Cz. II

Sheldonia

Sheldonia

Ze snu wyrywa mnie czyjeś skakanie po łóżku. Powoli podnoszę powieki, a szelest rzęs miażdży mi głowę. Boli, strasznie boli… A i światło wlewające się do mojego mózgu drażni strasznie źrenice. Po chwili dostrzegam przed sobą małą uśmiechniętą twarz mojej córeczki z żwawo podskakującymi lokami dookoła głowy. Chciałam, żeby rozpoznała grymas na mojej twarzy jako uśmiech, nie miałam siły na nic więcej. Chcę się z nią przywitać, przytulić, ale język przykleił się do podniebienia, a ręce wydają się być z ołowiu. Już nigdy więcej, przyrzekam sobie i tym razem pragnę w to wierzyć. Mała nie przestaje skakać po miękkim materacu, a ja czuję jak moja frustracja roście. „Gdzie do cholery jest mój mąż?”- mówię bezgłośnie, spostrzegając, że prawa strona łóżka jest pusta, a wózka nie ma nigdzie w pobliżu.

Myślałam, że nie może być gorzej, ale kiedy mała zaczyna trajkotać z podnieceniem, pragnę tylko natychmiastowej śmierci…
- Mamo, mamo, mamo! Spójrz! No popatrz na mnie! Mamooo… - Słyszę, jak ze smutkiem zawiesza głos, otwieram więc ponownie oczy. - Mamo, bo wczoraj jak cię nie było, to tatuś zrobił mi taki fajny domek dla lalek. I bawił się ze mną. I było fajnie, ale wiesz, ja wolę różowy stolik, a tata zrobił żółty… A potem zachciało mi się kakao, i tata powiedział, że mi zrobi, ale gdy sięgał po słoik, to mu spadł na podłogę. Bo był za wysoko… Powiedziałam mu, że nic nie szkodzi, ale widziałam, że był smutny, kiedy czytał mi bajkę na dobranoc… Mamo, nie śpij!
Rozsadza mi głowę, mózg pulsuje – kac morderca. Ostatni raz… Powoli przypominam sobie wczorajszy wieczór. Kolejnego obcego faceta, który daje mi to, czego dać nie może mi mój mąż. To nie tak, że wykorzystuję jego poczucie winy, które ma w związku z tym, że w jego mniemaniu jest dla mnie ciężarem. Nie jest. Zawsze kochałam go ponad wszystko. Gdy się poznaliśmy, zmieniłam dla niego całe swoje życie, żeby tylko z nim być, żebyśmy tylko mogli być razem. Czekał z otwartymi ramionami, aż ja pozamykam sprawy, które nie miały z nim niczego wspólnego. A kiedy w końcu mi się udało, wzięliśmy ślub. Nie nacieszyliśmy się beztroską zbyt długo. Trzy miesiące po ślubie zaszłam w ciążę, a gdy byłam w czwartym miesiącu mój mąż miał wypadek samochodowy, w którym został sparaliżowany od pasa w dół. Bałam się, cholernie się bałam. Nie tego, że nie damy rady wychować dziecka… Nie tego, że nie będzie mógł grać w piłkę z naszym synem, jeżeli okazało by się, że urodzę chłopczyka… Nie tego, że będę miała więcej obowiązków… Nie tego, że będzie ciężko… Bałam się, że zamknie się w sobie i nie wpuści mnie już do swojego świata. Myślę, że popełniłby samobójstwo, gdyby nie fakt, że byłam w ciąży. Nigdy nie widziałam go tak przygnębionego. Nie sposób opisać człowieka, któremu niebo spadło na głowę, a w jego oczach znajduję się cały gniew i bezsilność tego świata. Myślałam, że taki będzie już zawsze, dopóki nie odzyska chociaż części sprawności sprzed wypadku. Nigdy nie byłam z niego bardziej dumna, niż w chwili, kiedy odeszły mi wody… Z jego twarzy zniknął cały gniew wobec losu i smutek, a pojawiła się radość na spotkanie z kimś długo wyczekiwanym. Od tamtej pory nie widziałam w nim już tego dawnego smutnego, przy gnieżdżonego rzeczywistością człowieka, tylko szczęśliwego ojca. Od wypadku minęło sześć lat, a on ciągle chodzi na rehabilitację, walczy. Czasami udaję mu się stanąć na nogach, czasami nawet zrobi kilka kroków o kulach, a potem znowu nawrót i totalny bezwład. Wiele razy przyłapałam go, jak z nienawiścią wali pięściami w uda, gdy łzy bezsilności spływały mu po policzkach. Pozwalał sobie na to tylko wtedy, gdy myślał, że nikt nie patrzy.
To nie do końca prawda, że znów był silny. Pomimo całej otoczki i aury pogodzenia się ze swoim losem, jaką wokół siebie roztaczał, bał się. Miał wewnętrzną traumę, o czym rozmawialiśmy tylko raz, kilka lat temu, kiedy nasze życie seksualne umarło całkowicie. Bo teoretycznie nic nie stało na przeszkodzie, żebyśmy mogli uprawiać seks. Z lekarskiego punktu widzenia, wszystko działało sprawnie. Nie każdy sparaliżowany od pasa w dół mężczyzna ma tyle szczęścia (w nieszczęściu). Ucieszyłam się na te słowa z ust lekarza, nie dlatego, że tak bardzo zależało mi na seksie. Wiedziałam po prostu, że to jest strefa bardzo ważna dla każdego faceta, a nie chciałam, żeby mój mąż załamał się jeszcze bardziej. Próbowaliśmy… Starałam się jak tylko mogłam, ale niestety nic z tego nie wynikało. Pękało mi serce, kiedy widziałam jak się stara. Może właśnie to był problem, że za bardzo mu zależało? Blokadą nie było jego ciało, a umysł. Podświadomie bał się, że się nie uda, w związku z czym strasznie się stresował i nie mógł się skupić. Po paru miesiącach się poddał, powiedział mi, że nie da rady. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogłabym go zdradzić. Że mogłabym sypiać z nieznajomymi mężczyznami tylko dlatego, by zaspokoić swój popęd seksualny. Nie chciałam go skrzywdzić, ale wszystko się zmieniło jednej nocy, kiedy leżeliśmy w łóżku po kolejnej nieudanej próbie, pokonani przez jego umysł i ciało.
- Kochanie… Może to zabrzmi absurdalnie, ale… Przepraszam. Ja już nie mam siły. Wiem, że się nie uda. Z każdą porażką czuję się jeszcze gorzej. Jeżeli dotąd nam się nie udało, to naprawdę lepiej już nie będzie. Kocham ciebie i małą, nie mógłbym odejść, żeby wam nie ciążyć. Jestem zbyt samolubny, bo was potrzebuję, ale zdaję sobie sprawę, że Ty potrzebujesz zaspokojenia…
- O czym ty mówisz do cholery!? – Przerwałam mu, podnosząc głos. Nie chcąc jednak obudzić dziecka, jeszcze wtedy śpiącego w naszej sypialni w łóżeczku, ściszyłam głos. – Nie wszystko kręci się wokół seksu…
- Teraz tak mówisz, ale za rok, dwa będziesz odczuwać frustracje. Będziesz na mnie zła, może nawet podświadomie, nie będzie się układać. Nie chcę, żebyś wtedy znalazła sobie kogoś innego i zdradzała mnie za moimi plecami…
- Co ty…
-Ciii… Wysłuchaj mnie do końca. Nie przerywaj. Jeżeli będziesz potrzebowała faceta, to wyjdź, zrób to i wróć. Nigdy nie będę ci tego wypominał, bo to także moja wina… Jest tylko jeden warunek: zawsze wracaj na noc. Możesz wrócić późno, ale chcę, żeby rano, kiedy nasza córka wejdzie do sypialni, zastała cię w łóżku. Może teraz wydaje ci się to nieprawdopodobne, ale uwierz mi, kiedyś zrozumiesz, że to jedyne wyjście.
- Nie mogę się na to zgodzić. Rozumiesz, nie zgadzam się! – Krzyczałam i waliłam pięściami po jego nagim torsie.
Popatrzył mi w oczy i tym samym spokojnym głosem dokończył:
- Ja cię nie pytam o zdanie. Oświadczam ci tylko, że masz ode mnie zgodę. A co ty z tym przyzwoleniem zrobisz i kiedy zależy od ciebie. A teraz proszę cię chodźmy spać, jest już późno. Nie chcę wracać nigdy do tej rozmowy.
Pocałunek jaki złożył na moich ustach tamtej nocy smakował smutkiem i rezygnacją. Tak musiały smakować usta Don Kichota…
Obiecywałam sobie tamtej nocy, że nigdy z tego prawa, które mi dał, nie skorzystam. Czułam się silna i dumna z siebie, że jestem wierna. Jednak uległam. Ten pierwszy raz był chyba najgorszy. Przepłakałam później całą noc w ramionach męża. Nie zastanawiałam się nigdy, aż do teraz, jaką bliznę w jego sercu musiało to pozostawić. Wiem, ze to złe wykorzystywać czyjeś poczucie winy dla własnych korzyści. Wiem to, ale tylko ten jeden raz miałam wyrzuty sumienia. Później robiłam to dosyć często, można wręcz powiedzieć, że regularnie. Do wczoraj… Nie za bardzo wiem, co mną wstrząsnęło na tyle, by w końcu to zakończyć. Chyba dopiero po tylu latach od tej rozmowy zrozumiałam, że to była próba, a nie pozwolenie. Wystawił nasza miłość na próbę, a ja oblałam egzamin na pełnej linii. Czemu wiec nie odszedł? Czemu ciągle czytał tę 126 stronę w tej samej książce każdej soboty, kiedy wracałam wstawiona do domu?
Czy można kochać za bardzo? Czy można mieć w sobie tak wiele miłości i zbyt wiele chęci, by ją komuś podarować po prostu w prezencie zapakowanym w czerwoną wstążkę uśmiechu, by godzić się na nóż wbity w serce? On tak kocha…
Mimo potężnego kaca, wstaję z łóżka i robię śniadanie dla córeczki. Sama wlewam w siebie tylko litry wody mineralnej. Nie mam pojęcia, gdzie jest Wojtek. Dopiero wiadomość na komórce informuje mnie, że pojechał na spacer. Postanawiam nie drążyć, nie pytać. Wiem, ze jest mu ciężko. Po śniadaniu dzwonię do matki i proszę, by dzisiaj zajęła się wnuczką. Chyba domyśla się, jakie mam plany, więc zgadza się bez wahania, po czym w ciągu godziny zabiera Monikę z domu. Zostaję sama, on jeszcze nie wrócił. Sprzątam w mieszkaniu. Czekam. Nic… Z kolejnego sms’a dowiaduję się, że wróci dopiero na kolację.

Wieczorem…
Otwiera drzwi i wjeżdża powoli wózkiem do przedpokoju. Widzę jego zdezorientowaną minę oraz podziw w oczach na mój widok. Założyłam czerwoną sukienkę do kolan ze sporym dekoltem. Włosom pozwoliłam spokojnie opaść na ramiona, tak jak lubi. Stoję przed nim i wiem, że muszę być spokojna, ale jednocześnie panicznie się boję. Wiem, że jeżeli dzisiaj się nie uda, nasze małżeństwo legnie w gruzach. Patrzę mu w oczy i szukam w nich najmniejszych oznak strachu. Jedyne co widzę, to uśmiech zapewniający mnie, że wszystko będzie dobrze. Uśmiech, którym obdarowywał mnie podczas naszego ślubu, gdy składałam mu przysięgę.
Zdejmuje kurtkę i buty, poczym podjeżdża aż do moich stóp i obejmuje mnie w pasie. Swoją głowę opiera na mym brzuchu. Niezmiennie pachnie domem, o którym marzy się w dalekiej podróży.
- Tęskniłem za tobą.
Mówi, a ja wiem, że wcale nie ma na myśli tęsknoty trwającej od chwili, kiedy mnie widział ostatni raz. Tęsknił za mną od tamtego czasu, kiedy poszłam pierwszy raz do łóżka z obcym facetem. Serce mi pęka, jednak powstrzymuję łzy. Nie dzisiaj…
Biorę go za rękę i prowadzę do sypialni. Przesiada się wózka na łóżko i patrzy mi w oczy. On także wie, że to nasza ostatnia szansa, żeby cokolwiek ocalić. To nasza najtrudniejsza bitwa.
Klękam przed nim i nie przerywając kontaktu wzrokowego zdejmuję mu koszulkę, następnie rozpinam i zdejmuję spodnie. Zsuwam ramiączka swojej sukienki, i kiedy niemym jękiem opada na podłogę u moich stóp, zostaję całkiem naga. Po chwili czuję jego dłonie na mym ciele, jak łapczywie szukają zapomnianych miejsc. Jego usta pochłaniają moje piersi, jednocześnie szeptają moje imię. Już się nie boję…
- Kocham cię. – Szeptam najciszej, jak potrafię.
- Wróciłaś… - Słyszę tylko i wiem, że wygraliśmy kolejną bitwę.

Następnego dnia…
Otwieram oczy, widzę jego uśmiechniętą twarz. Całuję mnie w usta w taki sposób, że niemal pragnę go znowu. Wiem, że nie będzie łatwo, jednak mam wrażenie, że wczoraj zrobiliśmy duży krok do przodu i zostawiliśmy przeszłość za sobą. Jestem tego pewna, kiedy słyszę z jego ust:
- Zobacz, kochanie, w końcu przeczytałem tę cholerną książkę.

4848 wyświetleń
120 tekstów
43 obserwujących
  • Canaletta

    30 March 2012, 09:44

    Wracam z plusem. : >

  • Canaletta

    30 March 2012, 09:33

    Tak, mi również brakuje słów, Lauro. Ale czuję swego rodzaju dumę, że im się udało i, że tak właśnie to zakończyłaś.

  • Sheldonia

    26 March 2012, 12:54

    Dziękuję, Marto. Miło mi bardzo, że ciągle śledzisz moje wypociny;)
    Pozdrawiam.

  • @rt1993

    26 March 2012, 11:34

    "Chyba dopiero po tylu latach od tej rozmowy zrozumiałam, że to była próba, a nie pozwolenie. Wystawił nasza miłość na próbę, a ja oblałam egzamin na pełnej linii. " genialne zdanie. lubię opowiadania z których można wyciągnąć myśli, sentencje...bo sama takich nie umiem tworzyć, cieszę się że Ty to potrafisz:) pozdrawiam Cię Laurko:)

  • Lacrimas

    23 March 2012, 20:05

    Przypomniała mi się jedna scena z Dziennika nimfomanki - z tym, że była opisana z nieco innej perspektywy. Temat trudny i ciężki, choć nie powiem, aby jakoś specjalnie mnie to wzruszyło. Jeśli już, to : PORUSZYŁO.
    Podziwiam ludzi, którzy starają się walczyć o swoje szczęście, gdy los rzuca im kłody pod nogi. Pomimo, iż rozum nakazuje mi być w tej kwestii sceptykiem - wierzę, że takie sytuację dzieją się naprawdę. Zastanawiam się jednak, jakby brzmiały w rzeczywistości takie słowa? Jak najgorsza klątwa, przekleństwo? Czy takie przyzwolenie może być jednoznacznym : idź i bądź szczęśliwa?
    Zastrzeżeń brak. Stylowo bardzo dobrze. Gratuluję, Lauro. :)

  • Przemio

    23 March 2012, 17:17

    dajesz rade ; ]

  • Albert Jarus

    22 March 2012, 18:57

    matko moja slow mi brakuje do tego
    tesknilem za tym...
    Nic nie napisze bo slowa przy tobie bledna ze wstydu, bo jeste... No wlasnie slow mi brakuje :)

  • 22 March 2012, 15:38

    Doczekałam się nareszcie ! Jak to wspaniale po kolejnym dniu pełnym rutyny wejść i z uśmiechem na twarzy spojrzeć, że jesteś. Ubóstwiam Cię ! Naprawdę masz talent. Proszę spróbuj napisać książkę. :) Pozdrawiaaaaam!

  • Sheldonia

    22 March 2012, 14:03

    Witam Cię, Nadio:) A chyba potrzebowałam odpocząć, ale wracam już powoli do żywych. Stęskniłam się za tą stroną;)

    Dziękuję za komentarz. Ciszę się, że tekst został dobrze odebrany, ponieważ miałam sporo wątpliwości co do ciągu dalszego. A zasugerowałam się kilkoma opiniami, więc i dalszy ciąg powstał:)
    Dziękuję. A wiesz, chciałabym coś wydać, ale jakoś wydaje mi się, że jest to dosyć trudne. Pomyślę na tym.
    Pozdrawiam.