Zamykam oczy. Znowu go widzę. Uśmiechnięty i jak zwykle, boso. Nawet po rżysku. "Zdzi-chuuu!!!" - rozlega się po podwórzu ciut piskliwych głosem z wyraźnym akcentem na drugą sylabę. Pachnie obiadem. Nad zrobionym własnoręcznie stołem, kołysze się jabłoń. Gałęzie przeplatające się z sąsiadującym winogronem, uginają się od owoców. Dziadek degustuje w ciszy, po czym wraca do stodoły. Do siana. Gdzieś miauczą koty...