Menu
Gildia Pióra na Patronite

WIGILIA

fyrfle

fyrfle

Wstali rano o ósmej i szybko pozbierali się z łóżka bez tym razem szczególnych przytulań i delektowania się powolnym wybudzaniem, bo mieli dużo pracy przed sobą i wysiłku. Niestety nie padał jeszcze śnieg i trawa była bez białej pokrywy, tak pożądanej dla tego swoistego dnia. On zeszedł do kuchni po kawałek drobiowego uda dla kotki i zniósł go do kotłowni, po czym zaprosił Zenobię do domu i ta z apetytem zajęła się pałaszowaniem kurzego mięsa, a wracając zabrał ze sobą z piwnicy karton mleka, który w kuchni został wykorzystany przez nią do zrobienia kukurydzianki na mleku. Umyli zęby, on zasypał do talerzy żurawinę, siemię, słonecznik i nałożył masło, a ona gotowała mleko i kaszkę kukurydzianą w aluminiowym garnku, którego to raczej już dzisiaj się nie kupi, bo mądrale twierdzą, że aluminium szkodzi zdrowiu. Potem ze smakiem zjedli i wtulili się w siebie.

- Ciekawe czy ktoś jeszcze jest taki jak my? - spytała ona.
- Czyli? - zareagował on.
- No, że...czy jest jeszcze jakaś para w Polsce, która tak potrzebuje się przytulać do siebie i tak ich cieszy to wtulanie się?
- Nie wiem i mam poważną obawę, że jednak nie. Ludzie wstydzą się swoich uczuć i potrzeb. Tkwią w niedopowiedzeniach i niespełnieniach, co do swoich oczekiwań od swoich żon i mężów, a tkwią, bo są zmanipulowani przez wieki złej tradycji...
- Że okazywanie uczuć jest niemęskie, że trzeba być twardym, poważnie życie brać, a przecież, to nie oznacza, że nie wolno być czułym, wesołym, uśmiechniętym, żartującym.
- Niestety kochanie to tak znaczy, tak nas wychowano, tak nas zdeformowano.

Potem ona pokroiła sernika i makowca, które zostały przez nich skomponowanymi wczoraj z wiejskiego górskiego sera i maku kupionego w wiejskim rodzinnym sklepie oraz tamże zakupionymi bakaliami, olejkami, a mąkę przywieźli z sieciowego hipermarketu breksitowców. On zaś wstawił wodę w czajniku na prąd polskiej marki, nasypał etiopską kawę włoskiej marki do szklanek z uszami wyprodukowanych w Chinach, bo ani on, ani ona(mimo szlacheckiej błękitnej krwi) nie lubili pić w porcelanie, więc zastawa sobie gdzieś tam tkwiła w drewnianej komodzie czekając na swój czas, który być może nadejdzie, gdy w domu stopy swoje postawi jakiś ktoś specjalny, bo dzieci wracające tutaj ze świata też piją te swoje wymyślne kawy, z tego wielofunkcyjnego ekspresu również w kubkach, tyle, że wielkich. Oni sypią dwie trzy czubate łyżeczki kawy i zalewają je jak duch polskości przykazał wrzątkiem i wystarczy - i tak jest święto dla podniebienia, zresztą tamte smaki, to nie są smaki komunizmu, czyli 40 lat Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Potem znowu się przytulali, całowali i uśmiechali do siebie wesoło rozmawiając na różne bieżące tematy rodzinne i dochodzące do nich ze świata za pośrednictwem radia i internetu, bo żadnej telewizji nie oglądają, co pozwala więcej czytać, spacerować, pracować w domu lub w ogrodzie, pisać i kontaktować się z dziećmi.

Znowu zeszedł do piwnicy po ziemniaki, marchew, ogórki i warzywa konserwowe na sałatkę. Jeszcze jajka, jeszcze tuńczyk, jeszcze cebula, a potem gotowali, kroili, kręcili grzyby, kapustę. Z mąki lepiła ciasto na pierogi, powoli komponowały się składniki na sałatki przybierały formę pociętej drobnicy, którą potem trzeba będzie warstwami ułożyć albo wymieszać ze sobą i połączyć ze sobą smakowitą mazistością majonezu. Powoli komponowali zupę grzybową i kompot ze suszu, a w między czasie przerwa na herbatę i kolejne posilenie się ciastem oraz kilka kęsów śledzia na trzy sposoby, bo dzień długi bardzo i trzeba mieć siły do intensywnego życia jakim jest Wigilia i potem dwa dni świąteczne z bogatym spektrum życia rodzinnego.

W południe zaczął sypać śnieg, a temperatura była minusowa, co pozwalało przypuszczać, że pierwsza gwiazdka jednak zostanie przywitana zgodnie z pożądaną odwieczną tradycją, czyli w bieli śnieżnego puchu utulającego radością śpiewane dzisiaj kolędy i ludzi, którzy wierzą, że dobro odrodzi się i pokona ludzkie zło - chciwość, samotność, poniżenie, wykorzystanie, szczuropolactwo, nałogi, brak głębszej refleksji, powszechny kibolizm zamiast umiłowania kultury sztuki i artystów. Potem wyciągnęli z lodówki łososie, pstrągi, nototenie i dorsze - nadszedł czas smażenia i pieczenia ich. Tu smażyli i piekli, a tam już na czerwonym wzorzastym perskim dywanie czekał wielki stół, który rozłożyli, przykryli świątecznym wielkim białym obrusem, a potem na ten obrus położyli siano, opłatki, postawili krzyż i świece oraz Pismo Święte. On jeszcze zeszedł na dół po siekierę, żeby nie było odcisków i położył ją pod stołem, ona przywiązała pod żyrandolem jemiołę jako modlitwę o zdrowe potomstwo dla ich dzieci i dobrobyt na przyszły rok oraz zdrowie dla nich i dla dzieci oraz wnuków, i jeszcze pokój dla świata i obfitość łask bożych dla ludzi, zwłaszcza tutaj na Podbeskidziu, aby nie byli tak zacietrzewieni i nieprzejednani w swoich rodzinnych sporach, ze sąsiadami i często z całym światem. Ryby się smażyły, a na stole ustawiali kolejne potrawy wigilijne i powoli stół zapełniał się obfitością i dostatkiem współczesności, więc w sumie potraw było więcej niż żądane dwanaście, choć tutaj akurat bez karpia i kutii na przykład, czy kapusty z grochem. Za słodycz kutii były ciastka z orzechów i jajek słodzone oczywiście, zresztą on pochodził z Dolnego Śląska, a ona stąd, więc nie mieli wschodnich korzeni, aby mieć wkodowaną tradycję tej akurat potrawy. Karp ma po prostu nie dobry smak i do pstrąga mu całe hektary brakuje, więc nie pozwolili sobie narzucić tej tradycji wywodzącej się z biedy i braku dostępu do naprawdę smacznych ryb.

Przyszła osiemnasta piętnaście. Pościągali storczyki z parapetu wielkiego okna wychodzącego na wschód, otwarli je na oścież i zasiedli na krzesłach. Tym razem sami, więc spokojnie skupili się i dywan podniósł się z podłogi i powoli wraz nimi, stołem i zastawą na nim wysunął się przez okno i skierowali się nad Kotlinę Żywiecką, dzieląc się opłatkiem i składając sobie życzenia zdrowia i wspólnych szczęśliwych stu lat, a wcześnie pomodlili się i zaśpiewali kolędę. Lecieli cudownie uniesieni wiarą i szczęściem pomiędzy śnieżynkami, nad Wieśnikiem, Sołą, Koszarawą, Grojcem, Jeziorem Żywieckim i Matyską, a do pustego miejsca przy stole raz po raz przysiadali się Ci, którzy odeszli do swoich miejsc w wieczności, życząc im by ten dany im na ziemi czas spędzili weseli i nie przejmujący się opiniami innych, by żyli dobro czyniąc i korzystając z możliwości jakie daje życie, aby żyć dobrze i bez narzuconych lęków, bo tam gdzie w rzekomym dobru jest lęk tam na pewno nie ma Boga i nie nie jest to dobro. Potem znowu zostali sami i on otworzył wino, i wznieśli toast za zdrowe, radosne i mądre twórcze życie dla siebie wzajem, dla dzieci i wnuków, dla rodziny, dla wsi, powiatu i świata. Kiedy nacieszyli się już szczytami górskimi, światłami wsi i miast, panoramami aglomeracji, to zwyczajnie z powrotem zlecieli do dużego pokoju nadziei i wszystko przywrócili do potrzeb świata, w którym Czerwony Kapturek w koszyczku nie niesie Babci butelki czerwonego wina.

Przed dziesiątą wieczór usłyszeli terkot diesla przed domem, to przyjechały pierwsze dzieci na Boże Narodzenie. Wyszli do nich, uściskali ich i serdecznie zaprosili do domu, do świętowania. Rozpłaszczyli się, rozpakowali i zasiedli do świątecznego bogatego smacznego stołu.
- Jakie wino wam do ryb otworzyć?
- Półwytrawne.
- Czerwone?
- Czerwone.
- Kalifornijskie, czy francuskie?
- A te co zawsze mołdawskie macie?
- Oczywiście!
- Idziecie na pasterkę?
- Nie!
- Czemu?
- Bo jesteśmy zmęczeni, a po drugie chcemy być z wami, poświętować, porozmawiać, pocieszyć się wami, pośmiać.
- A w ogóle jest jeszcze msza na Matysce?
- Nie nie ma, ani w Wigilię, ani przed Sylwestrem, więc nie ma świętowania o północy.
- To się pozmieniało dużo.
- Prałat Gawlik miał niesamowitą charyzmę i za nim ludzie wszędzie by poszli i szli. Nikomu nie przeszkadzała ostra zima na wysokości sześćset dziesięciu metrów, szły staruszki,szły kobiety w zaawansowanej ciąży, szli zwykli żulczykowie,aby się ozreć, ale jednak nikt tam nie zamarzł. Był tłum, który się wzajemnie ogrzewał podniosłą atmosferą, szczęściem, wesołością i przecież palono ogniska przy których się ogrzewali pątnicy.
- Tak cudne to były czasy.
- Szkoda, że go nie ma, był wielkim wodzirejem społeczności, prawdziwym pasterzem.
- Tak, to on nam organizował kolonie nad morzem, cały wagon podstawiali dla nas w Bielsku do pośpiesznego, jechało ponad sto dzieci.
- Trochę z tego pozostało, nadal parafia organizuje spływ po Drawie i kolonie w Szczytnie.
- Kurcze jacy to byli wielcy księża! Jacek oddawał swoją pensję na obiady dla dzieci, a prałat fundował jeszcze tych obiadów trzydzieści.
- Słyszałem, że teraz też są bardzo hojni i dziekan przeznaczył dom pielgrzyma za darmo na dzienny dom opieki dla skrajnie upośledzonych i kalekich.
- To wielka sprawa.
- Przeczy to obrazowi zawartemu w "Klerze"
- Przecież każą rodzić takie dzieci, to niech dają na nie.
- Nie generalizowałbym, część wad powstaje przy porodzie w wyniku błędów...
- Kościół to jednak przeżytek...
- Niekoniecznie we wszystkim, ateizm i świat laicki nie rozwiąże i tak problemów ludzkości.
- Ale po co utrzymywać księży?
- Bo jednak dbają , kolkwialnie ci powiem - "żeby Polska była Polską", żeby prezydentem był Andrzej Duda, a nie Angela Merkel.
- Trzeba iść z duchem czasu.
- Nie! Nie wolno nawet. Moim zdaniem to sa dobrzy ludzie, mimo wszystko, nasi księża, a Gawlik był wielkim! Z tej ziemi jeszcze mamy Pieronka i Monikę Brodkę póki co, którzy sławią imię naszej wsi, a Pieronek, to już jest wielkość na miarę królów i wieszczów.
- Oj, Monika!
- Geny genialnego muzyka i iskra Boża, zawsze, właściwie trudno było ją zobaczyć bez skrzypiec na ulicy, więc dobrze, że się wybiła, zresztą wy też wszyscy uciekłyście stąd.
- Właściwie, to myśmy ją sprowokowali na kolonii do tego występu w "Idolu". Wkurzała nas tym naprzykrzaniem się swoją osobą, cały czas chciała nam śpiewać i grać na gitarze, przychodziła do pokoi, a potem do przedziałów w wagonie, miała potrzebę prezentowania swojego talentu, ale myśmy mieli jej dosyć, więc chłopaki zaczęli jej dogryzać, aby już nie narzucała się i wystartowała w talent szoł, bo tam jest jej miejsce.
- No i poszła tam i wygrała jak z nut.
- Tak, jeszcze rodzice musieli wyrazić zgodę, piętnastu lat nie miała.
- Nie miała łatwo, sama w Warszawie.
- Ale jakoś ciągnie, nie zwariowała za bardzo.
- Obcięła włosy gdzieś widziałem, to bardzo niebezpieczny objaw w życiu artystek, one w pewnym momencie wszystkie tną włosy,a to oznacza wielkie kryzysy, depresje.
- Da sobie radę, tworzy oryginalną niebanalną muzykę, szkoda, że wsiowa wierchuszka z nią nie trzyma, bo warto by było zobaczyć ją na dniach gminy.
- Na "Męskie Granie" przyjeżdża do Żywca.
- To nie to samo. Takich ludzi należy cenić i dbać o nich, nie wolno zapominać, tworzą markę naszą, jak Pieronek.
- A propos, byliśmy na jego wieczorze autorskim i mamy książkę jego z autografem, myślę, że wam się spodoba, bo on jest wieszczem waszych poglądów i stosunku do Polski,nadzwyczajnych kast i Europy.
- Super, z chęcią przeczytamy.

297 748 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!